Wczoraj minęła 105 rocznica śmierci cesarza Franciszka Józefa I, dobrotliwego władcy, którego kult szczególnie żywy był w Galicji. Świadczyć o tym mogą choćby zapiski wadowickich kronikarzy klasztornych:
- XI. dnia 22 b. m. umarł życzliwy dla Polaków i dobrotliwy Franciszek Józef I, cesarz Austrii, pod którego panowaniem Polacy galicyjscy otrzymali wolność swobodnego życia życiem polskim takowym żyli, lecz niestety dla podniesienia dobra całości narodu, szczególnie pod względem ekonomicznym, [I.399] mniej zdziałali niż zabór pruski i rosyjski. Przywódcy bowiem galicyjskiej Polaków troszczyli się tylko o własne dobro, swe pensje i ordery, interesy zaś ludu swego, pomimo wolności i rządów polskich w Galicji, pozostawiali odłogiem na łaskę rządu centralnego całej monarchii [I. 400]
O wydarzeniu tym wspomniał również Jan Doroziński w swoim „Dzienniku”:
21 XI 1916 Zamęt w polskich głowach: jedni za Rosyą a przeciw Polsce, drudzy za Niemcami-Austryą-i za Polską – Zamęczą nowonarodzoną Polskę – Dziś o 9 wieczorem-zmarł cesarz Franciszek Józef I-76 latach rządów, 87.roku życia.
22 XI 1916 Rano wiadomość: Cesarz umarł!
W zbiorach Muzeum Miejskiego jest kilka eksponatów będących formą kultu cesarza .in.: nożyczki czy talerz z wizerunkami cesarza, jego portret w masywnej, drewnianej ramie czy zbiór pocztówek i fotografii.
Cesarstwo Austro-Węgierskie składało się z różnych krain historycznych i geograficznych, toteż nic dziwnego, że oficjalny tytuł cesarski był niezwykle rozbudowany. Franciszka Józefa I, zwano inaczej, oficjalnie: Jego Cesarska i królewska Wysokość, król apostolski Jerozolimy, Cesarz Austrii, król Węgier, Czech, Lombardii, Wenecji, Dalmacji, Chorwacji, Słowenii, Galicji i Lodomerii, Ilirii, arcyksiążę austriacki, wielki książę Siedmiogrodu, Toskanii i Krakowa, książę Lotaryngii, Salzburga i Styrii, Karyntii, Krainy, Bukowiny, Parmy, Modeny, Piacenzy, Friuli, Raguzy, Cieszyna, Zatora, Oświęcimia, Górnego i Dolnego Śląska, margrabia Moraw, uksiążęcony hrabia Tyrolu i Coburga.
Przyszły cesarz przyszedł na świat 18 sierpnia 1830 r. po południu. To wydarzenie obwieściło w Wiedniu 101 wystrzałów armatnich oddanych z głównego bastionu Hofburgu – cesarskiej siedziby w stolicy państwa. Jako przyszły władca wielonarodowej monarchii przywiązywał dużą wagę do znajomości języków obcych, zresztą na dworze habsburskim zwracano na to zawsze szczególną uwagę. Ojczystym językiem Franciszka był niemiecki, w równie dobrym stopniu opanował francuski i włoski, całkiem dobrze znał łacinę, był w stanie porozumieć się po czesku i węgiersku, w razie potrzeby potrafił też wypowiedzieć się, bądź napisać kilka zdań, także po polsku. W sumie znał zatem, choć w różnym stopniu, 7 języków. Nauka zajmowała przyszłemu cesarzowi początkowo około 20 godzin tygodniowo, gdy miał 10 lat owo obciążenie wzrosło nawet do 50 godzin. Poza tym poświęcał czas nauce tańca, fechtunku i jeździe konnej. W wieku lat 13 rozpoczął też wykształcenie wojskowe biorąc udział w ćwiczeniach artyleryjskich i kawaleryjskich. Nieobce były mu parady i defilady. Mając lat 18 brał udział w kampanii wojennej we Włoszech. Lubiano go jako władcę także i z tego powodu, że spotykał się ze swoimi poddanymi na audiencjach. Oblicza się, że podczas nich przyjął w sumie około 100 tys. petentów. Na spotkaniach takich mogli się znaleźć nie tylko najbliżsi współpracownicy ale i zwykli ludzie. Petenci z całego cesarstwa przyjmowani byli przez władcę w poniedziałki i czwartki.
Swoistym apogeum uwielbienia Najjaśniejszego Pana w Galicji była jego podróż przez tę krainę w 1880 r. Cesarz udał się tam z Wiednia specjalnym pociągiem, przybył do Krakowa 1 września gdzie powitało go 101 wystrzałów armatnich i kościelne dzwony na czele z wawelskim „Zygmuntem”. Cesarz mieszkał w apartamencie w pałacu „Pod Baranami”. Następnie udał się na manewry armii w Krysowcu pod Lwowem i do stolicy prowincji. Wracając z Lwowa do Wiednia cesarz miał powiedzieć: „Moje serce z Wami zostaje”.
Cesarz regularnie wstawał między 4 i 5 nad ranem czym wprawiał w zakłopotanie najbliższych współpracowników. Nie korzystał z budzika ani pomocy służby, ubierał się sam, brał chłodną kąpiel, wypijał szklankę mleka i do godziny od wstania z łóżka był gotów do pracy. Pierwszym porannym zajęciem było przeglądanie raportu i depesz agencyjnych. Około południa zjadał w swym gabinecie posiłek, jednak właściwy obiad podawano mu dopiero o 5 lub 6 po południu. Przed snem, na który udawał się około 21.00 przeglądał najczęściej prasę.
Raz do roku, w lipcu i sierpniu, władca monarchii habsburskiej udawał się na wakacje do Bad Ischl. Tam oddawał się swemu ulubionemu hobby – polowaniom, głównie na kozice alpejskie. Cesarz z ochotą spędzał czas w otoczeniu strzelców i gajowych, porozumiewał się z nimi bez kłopotu w miejscowym dialekcie. Ale… również na wakacjach wstawał o 4 nad ranem.
Franciszek Józef charakteryzował się niezwykłą wręcz pamięcią do nazwisk, różnych nazw i szczegółów. Przeczytawszy w jakiejś gazecie o pożarze w malutkiej miejscowości po pewnym czasie dopytywał się o jego następstwa jak i wyniki śledztwa w tej sprawie.
Życie władcy dobiegło końca 21 listopada 1916 r. o 9 wieczorem, powodem śmierci był bronchit i powiązane z nim zapalenie płuc. W pogrzebie, który odbył się 9 dni później brały udział tłumy wiedeńczyków i nie tylko. Po nabożeństwie żałobnym w wiedeńskiej katedrze kondukt udał się ku klasztorowi Kapucynów gdzie w podziemiach złożono trumnę z jego ciałem. Powszechnie zdawano sobie sprawę, że wraz z Franciszkiem Józefem I odchodziła pewna epoka. Monarchia naddunajska przetrwała jeszcze niespełna 2 lata.