Udało się. Gratulacje. W końcu. Wzięliśmy się za zrobienie greckiej, antycznej, niezwykłej rzeźby. Etap masy za nami, ten przeprowadziliśmy oczywiście idealnie, efekty były widoczne każdego dnia w lustrze. Coraz bardziej. Nowe rekordy jak z automatów gier z dawnych czasów pojawiały się na naszej (jakże niesprawnej i mylącej!) wadze. A teraz idzie kolejne lato, ale już bez wymówek. Tym razem naprawdę. Tylko jak utrzymać to „tym razem to (…)!”?
Codzienna walka - Rocky XVIII
Kolejny poranek przebiegnięty, kolejne sceny przygotowań do walki z młodym Drago odegrane w naszym umyśle. Jesteśmy bohaterami własnej historii, najważniejszej historii naszego życia i… tym podobne hasła motywatorów internetowych. Coachy życia, coachy samodoskonalenia, wychodzenia ze strefy komfortu i innych wielkich słów. Czy naprawdę jesteśmy owieczkami, z których śmieją się w memach, że napełniają wyświetleniami portfel amatorom wiedzy o wszystkim? Niekoniecznie. I wcale nie musi nam być nijak wstyd. Realnie liczy się w tej sprawie efekt. Tutaj nie musimy psioczyć na brutalną zasadę złych charakterów z filmów sensacyjnych, która mówi, że „cel uświęca środki”, bo to jest starcie nas samych z nami samymi. I jedynymi zwycięzcami i poszkodowanymi będziemy właśnie my sami. Nie musi nas interesować opinia kogokolwiek na temat takich mów motywacyjnych. Nie musi nas nawet interesować, czy sami w to wierzymy czy nie. Liczy się tylko to, żeby w dany, kolejny poranek znów przygotować się do pokonania Dolpha Lundgrena i iść we właściwym kierunku. Ba, możemy tego słuchać ironicznie i śmiać się z tego. Możemy sobie nawet wmówić, że Yoda (ale nie ten mały, bo on nie mówi) siedzi na naszych plecach i gania nas po bagnach jak Luke’a Skywalkera mówiąc, że mamy coś zrobić a nie próbować. Sprowadzając powyższe do konkretu: nie liczy się jak się zmotywujemy wewnętrznie do ćwiczeń, bo dotyczy to tylko na samych. Może to nawet być oglądanie Benny Hilla, który biega, bo na koniec odcinka ucieka przed wściekłym tłumem. Liczy się lekkość w wykonywaniu tego co po cichu staje się obowiązkiem, ale co traktujemy trywialnie. Jeśli musimy obejrzeć do tego podczas rozgrzewki w domu, pana w białym ubraniu mówiącego o energii ze światła, filmik z bawiącym nas Youtuberem, instruktaż o byciu gotowym do życia w głuszy, czy bajkę z Kaczorem Donaldem – to nie ma znaczenia i niech nikt nam nie wmówi, że jest inaczej.
Organizm też chce się oszukiwać
Prawda jest taka, że nie tylko swój umysł sensu stricto, musi być oszukiwany. Reszta naszego ciała również. Organizm przyzwyczajony do przekąsek, będzie się ich domagał tak, jakby miał swój eteryczny mózg, który prze nas do różnych zachowań, zachowań pokazujących – nie ukrywajmy - słabość. Tu jednak w sukurs przychodzą nam różne materiały pomocnicze. Lubimy słodkie napoje? Przydałoby się trochę więcej sił w trakcie biegania? Nie bójmy się użyć izotonika zero, który nas i doładuje fizycznie, i psychicznie oszuka nasz żołądek. Innym (nie będę ukrywał, sam tego używałem niejednokrotnie) środkiem są batoniki energetyczne i proteinowe. Takie dostępne są np. tu: https://legalcakes.com/. Dlaczego mi się sprawdzały? Otóż nie tylko z powodu zwykłego spadku energii w trakcie wykonywania różnych ćwiczeń, ale też innego wymogu, który powinien nam się z ćwiczeniami łączyć. Nim jest oczywiście dieta. W mojej ocenie, dobre tzw. „diety” mają to do siebie, że ich punktem wspólnym jest podział spożywania posiłków na kilka dziennie. Kilka, czyli 5-6. I tu zazwyczaj wychodzi pewien problem. Mianowicie z jednej strony musimy jeść często, z drugiej mamy w poradach mówione ile to czasu przed i po jedzeniu powinniśmy zabrać się za wysiłek fizyczny.
Rytm dnia, czyli praca, dojazd do niej, dzieci, rodzina, obowiązki domowe, zwyczajnie nie chcą się do tego reżimu dopasować. Drobną pomocą jest taki mini-posiłek, który utrzymuje nas poza odczuciem głodu i jednocześnie dodaje sił do wykonania tego co mamy zrobić. Jest to ten swoisty filmik z Yodą i Donaldem dla naszego żołądka, który zwiększy nasze szanse na wykonanie zadania. Czy jakby to powiedział bohater moich przykładów we wcześniejszym akapicie: „zrealizowanie targetu, wyjścia ze strefy komfortu w systematycznej drodze zaangażowania do indywidualizacji naszych potrzeb wewnętrznych”.