Przedwojenna pocztówka przedstawiająca starą kapliczkę z okolicy Wadowic (fot. Muzeum Miejskie).
Uroki górskich okolic w przedwojennej Jednodniówce Ziemi Wadowickiej.
Już po raz drugi zachęcamy do lektury przedwojennych opisów górskich krajobrazów. Tym razem przywołujemy fragmenty Jednodniówki Ziemi Wadowckiej wydanej w początkach lat 30. XX wieku przez Kółko Krajoznawcze im. Emila Zegadłowicza działające przy gimnazjum żeńskim w Wadowicach. Jednodniówka adresowana była do Polaków mieszkających za zagranicą. Emigracji, która z różnych powodów, głównie ekonomicznych „szukała” lepszego życia z dala od domu i Beskidów. Teksty pisane przez uczennice zaskakują bogatymi środkami stylistycznymi. Widać niezwykłą dbałość językową w próbach pokazania zachwytu nad przyrodą. Może to pokłosie fascynacji poezją Emila Zegadłowicza, któremu dedykowane było czasopismo, a może szerszy wpływ ówczesnych trendów w literaturze. Całość rozpoczynamy niezwykłym tekstem traktującym o wiośnie, a raczej poetycką próbą przywołania tej upragnionej pory roku:
Wiosna
Żegnaj nam, żegnaj już zimo! Żegnaj nam śnieżku ty biały! Pod twoją to pokrywą drzewa zimy przespały. Tak otulone drzemały pokrzepione myślą radosną, że przyjdzie słońce i siła z promienną „Królewną Wiosną”. Zawitaj nam Wiosno wonna, srebrzystą rosą skropiona z poszumem morze i słońcem przybądź ! wiosno upragniona! Czylisz nie widzisz, że serca tęsknotą do cienie biją spragnione wieniec z kwiateczków na głowę twoją wiją? Przyjdź Wiosenko tu z zielenią, razem z ptaków piosenkami! Przyjdź i nie odchodź już nigdy, pozostań na zawsze z nami!
Już ostatnie białe śniegi na drzewach sennych stopniały… Zaniknął krajobraz zimy tak cudny i wspaniały. Ale się nikt nie trapi, że znika ten cud przyrody, nadejdzie nowy piękniejszy. To okres wiosenny, młody! Wszystko się budzi do życia. A więc ptaszyna na drzewie, która w czasie zimy, z mrozu wprost zapomniała o śpiewie, teraz wylata radośnie, /objaw to zimy złej końca/ i ciągle leci wysoko i ciągle chce wyżej słońca! A ono w złotym rydwanie sunie po nieba lazurze, to śmierci, to się ukrywa z groźnie pędzącej chmurze. Na dole głos się rozlega, rolnika co ziemię orze: „Dzięki Ci składam za łaski proszę o nowe Boże! Niechaj ta ziemia zorana nie będzie jak bagno błotne, ale niech wyda w jesieni za pracę, plony stokrotne. Nie daj burz Boże do września!… Niechajże w mojej chateczce i zdrowie będzie w gościnie, a my Cię chwalić będziem.
Krajobraz ziemi wadowickich
Urok gór
Idę w góry! Cóż to za radosne uczucie móc zarzucić plecak na grzbiet i w ciężkich „buciorach” ruszyć żwawo naprzód w nieznane. Nie wie się, którędy prowadzi droga, ani kogo i co spotyka się na szlaku swej włóczęgi. I to właśnie ma swój urok niczem niezrównany. Drapieżne piękno, uzdrawiająca siła gór jest tą potęgą, która jak magnes przyciąga ludzi w dal, wyżej na najwyższe szczyty – jak najdalej od ludzi. – I dopiero tam w obliczu strzelistych turni, urwistych zboczy, wśród ciszy tych olbrzymów zasłuchać się można w rytm własnego serca, tu dopiero czują się potęgę gór. – I stąd widać na zboczach jarzące się, iskrzące śniegi. Kotliny i hale bieleją i różowieją pod ciemnym szafirem nieba. – Na nieskazitelnej bieli śniegu znaczą się małe poruszające się punkciki – to narciarze.
Potem, gdy halny wiatr swym cieplejszym oddechem muśnie biało-niebieską powłokę zimy – z pod śniegu wyłażą zrudziałe trawy, strugi odwilży zalewają drogi i pola, a na halach kwitną liljowe krokusy wątłe i porcelanowe. – A potem w wysokogórskiem słońcu zaczynają mocno i żywicznie pachnąć smreki, bujna trawa zakwita kępami dzwonków. Na halach dzwonią ostro dzwonki owiec, potoki bulgoczą głucho i zajadle w dolinach.
Aż wreszcie nadchodzi jesień z czerwienia bukowych liści, ze zjadliwem zimnem i nocami iskrzącemi się od gwiazd.
Zaś w tej różnorodnej i wciąż powracające zmienności pór roku, góry królują wciąż tak samo groźnie, śnieżne, kamienne i pierwotne nad złoto zielonemi łąkami, nad drewnianemi chałupami, nad sredrnemi niciami potoków i białemi niciami dróg beskidzkich. – Z ich dolin wieje kamienny chłód, ich siwe w słońcu hale, porosłe pachnącą kosodrzewiną, ich szafirowe okrągłe i gładkie stawy świecą wśród gór, jak drogocenne i szlifowane kamienie. Ich krawędzie i szczyty piętrzą się wysoko na tle nieba prześwietlonego słońcem, albo giną w morzu gęstych i mokrych mgieł.
Ta pierwotna, ożywcza i piękna potęga gór jest nieprzemijająca wśród tego wszystkiego, co się wokół niej buduje, jak przeciągła piosenka śpiewana od tyłu lat na górskich halach i górskich weselach:
„hej i góry me, góry me, góry me doliny
Kaz mi się podziwos miły mój jedyny”
Beskid mały
Prawie od samych źródeł Skawy, od babiogórskich dolin ciągną się na północ pasma gór i pagórków – Beskid Mały. Jak już z samej nazwy wynika, nie posiada on w całym swoim kompleksie większych szczytów. Najwyższy z nich to Leskowiec, lecz pomimo to piękność Beskidu znana jest nie tylko w samej zachodniej Małopolsce, ale i w sąsiednich dzielnicach Polski. Często spotkać się można z gromadami wycieczkowiczów, którzy ciągną od Krakowa, Śląska i z dalsza nawet, by podziwiać piękno gór i by wdychać przepojone świerczyną, kryształowe powietrze. Wśród gór, w pięknie położonej dolinie, snuje się nić modrej Skawy. Bocznemi dolinami pędzą bystre strumyki. Na łąkach widać pasące się stada bydła. Gdzieniegdzie rozsiadły się staropolskie dworki.
Skawa
Ze szczytów beskidzkich zwanych: Leskowiec, Iłowiec, Górą Jaroszowicką i Dzwonek. Dzwonek lubię bardzo. Niewysoka ta górka, ale łączy mnie z nią wiele miłych wspomnień. Ulubionym moim niejeden na Dzwonku jest wyrąb wyższy na południowym zboczu. Poprzecinany wiodącymi na ukos ścieżkami zalany jest w lecie zielenią smukłych, pierzastych traw, które koło starych pniaków tworzą wysepki wyraźniejszej zieleniny. Kępy ostrężnic i malinkami nęcą wzrok ku sobie. Góra, kolumnada lasu – u dołu ogarnięta jest wstęgą drogi. Widać stąd nikłe pagórki, które na lewo zamyka na horyzoncie Lanckorona. Ginące na prawo, na zakręcie drogą prowadzi w Beskid Polska.
Nasyp kolejowy oddziela nasze oczy od najcudowniejszych pod słońcem wakacyjnym rzeki Skawy. Mijają się w biegu: biała droga do Leskowca i błękitna w połysku polerowanej blachym szumiąca w stronę Wadowic rzeka. Niezapomniane są, zwłaszcza późniejszą wiosenną pora, przylesia w Beskidzie. Przymila się na nich słońce do człowieka tak, jak chyba nigdzie w świecie. Ostra zieleń bliskiego lasu przechodzi wyraźnie kondygnacjami, poprzez łagodność coraz cichszą w błękit przypodobniony niebieskiej linii horyzontu, gdzie niebo styka się z ziemią. W wodzie skawskiej odbija się łagodność pagórków i ostrość skalistych urwisk. W rzece wymierzyć można, o każdej porze roku, dniem i nocą cud beskidzkiej ziemi. Nawet ścięta mrokiem woda ma swoją wymowę. Nieruchomością Skawy wymierzamy natężenie zimy w Beskidzie. Modrzy się ta rzeka wiosną i błękitnieje latem; wabi rzeźkością południową i nęci gwiazdami po zachodzi słońca; prowadzi stale rozmowy wielowymiarowe z tłumem smreków i jedli, buków sosem i brzesin. Najwięcej w Beskidzie potrafi opowiadać Skawa. Więcej niż tor kolejowy i biała wstążka drogi.
(JP-B)
Źródło:
Jednodniówka Ziemi Wadowickiej, s. 4-5, s. 12-13.